Branża krypto, do której sam należy, już liczy zyski, a ekonomiści ostrzegają, że to się skończy kolejnym globalnym kryzysem finansowym. Po przyjęciu przez Kongres przepisów podatkowych oficjalnie zwanych Wielką Piękną Ustawą (One Big Beautiful Bill), a przez Amerykanów „odwróconym Robin Hoodem” (bo zabiera biednym i daje bogatym), nadeszła pora na Genialną Ustawę (GENIUS Act). To ma być fundament kolejnej rewolucji gospodarczej prezydenta USA - liberalizacji rynku kryptowalutowego i uczynienia stablecoinów pełnoprawnymi cyfrowymi zamiennikami dolara. Prezydent, który obiecał, że uczyni USA „światową stolicą kryptowalut”, jako doświadczony marketingowiec wie, że obok nudnych i długich tytułów ustaw potrzebne są też krótkie, samochwalcze. Tak zatem zredagowano oficjalny tytuł ustawy „o kierowaniu i ustanawianiu krajowych innowacji dla amerykańskich stablecoinów” (Guiding and Establishing National Innovation for U.S. Stablecoins Act), by akronim podkreślał geniusz prezydenta USA. Stablecoiny to szczególny typ kryptowalut, cyfrowe tokeny powiązane najczęściej z walutą fiducjarną (czyli opartą na zaufaniu do eminenta, zwykle banku centralnego) - dolarem amerykańskim, ale czasem z euro, funtem brytyjskim czy jenem. Mogą też być powiązane z innymi kryptowalutami, towarami lub wykorzystywać złożone algorytmy do kontrolowania podaży i popytu. Zawsze muszą jednak utrzymywać stabilność kursu. Emitentami są firmy kryptowalutowe, które teoretycznie powinny zapewnić pokrycie dla wyemitowanych tokenów i dawać gwarancję, że w każdej chwili właściciel stablecoinów odzyska gotówkę w realu. Słowo „teoretycznie” jest tu kluczowe, bo inwestorzy stracili już na superpewnych inwestycjach wiele miliardów dolarów, w tym także na stablecoinach. Przykładem bankructwo stablecoina Terra w 2022 roku i wciąż powracające wątpliwości dotyczące wiarygodności finansowej. Tether, o największej kapitalizacji rynkowej (160 miliardów dolarów - 65 procent udziału w rynku stablecoinów).
Wiara czyni cuda
Wielka amerykańska giełda kryptowalutowa Kraken lojalnie ostrzega, że „stablecoiny powiązane z walutami fiducjarnymi są z natury także oparte na zaufaniu: uczestnicy wierzą, że scentralizowana strona (emitent) utrzymuje rezerwy dolarowe w stosunku 1:1. To ryzyko kontrahenta może okazać się katastrofalne w skutkach, gdyby okazało się, że tak nie jest, lub w przypadku ingerencji organów regulacyjnych”. I właśnie ograniczeniu ryzyka ingerencji organów regulacyjnych ma służyć ustawa prezydenta USA. Bo dotychczas organy regulacyjne traktowały kryptowaluty i całe związane z nimi otoczenie biznesowe wyjątkowo nieufnie. Stąd liczne postępowania przeciw firmom kryptowalutowym i nakładane wielomilionowe kary. Wszystko dlatego, że kryptowaluty są niepokojąco zbliżone do schematu piramidy finansowej, w której zyski wypłacane tym, którzy zainwestowali wcześniej, pochodzą z wypłat tych, którzy dołączyli później. A to, że kryptopiramida nie doszła do momentu, gdy zyski nie mają już pokrycia w pieniądzach napływających do systemu, wynika z globalnego charakteru bitcoina i głównych kryptowalut. Zasób nowych uczestników rynku wydaje się niewyczerpywalny. Dziś na całym świecie jest około 500 milionów użytkowników kryptowalut. Także w Polsce, gdzie już około 20 procent rodaków posiada aktywa cyfrowe. Być może będzie ich więcej, bo tropem prezydenta Stanów Zjednoczonych obiecuje podążyć obecny prezydent Polski, który w kampanii wyborczej deklarował zamiar wspierania innowacyjnych rozwiązań finansowych i zapewniał, że jest otwarty na dialog z branżą kryptowalutową. Kłopot jest tylko taki, że w Polsce obowiązuje unijne rozporządzenie MiCA (Markets in Crypto-Assets), a Bruksela nie kryje kryptonieufności.
Powód istnienia
Biznes kryptowalutowy oparty jest na korupcji – alarmuje noblista, były doradca prezydentów USA. „Pranie pieniędzy i oszustwa wykorzystujące naiwnych inwestorów nie są niefortunnymi zachowaniami, które zrzucają cień na potencjalnie pożyteczny biznes. Dla kryptowalut stanowią one istotę gry, w zasadzie jedyny powód istnienia. 17 lat po pojawieniu się kryptowalut wciąż nie ma - znaczących przypadków ich legalnego wykorzystywania. Dzieje się tak pomimo wielu wysiłków, aby uczynić kryptowaluty realnym środkiem płatniczym”. Zwolennicy kryptowalut, zwłaszcza potężna branża krypto, odpowiadają, że to bezpodstawne zarzuty. „Na całym świecie systemy płatności przechodzą rewolucję” - przekonywał przewodniczący Komisji ds. Usług Finansowych Izby Reprezentatnów French Hill z Arkansas w trakcie debaty na ustawą prezydenta USA. Rewolucyjność krytowalut polega na technologii blockchain, czyli łańcucha bloków oraz zdecentralizowanego rejestru. Blockchain to system powiązanych ze sobą szyfrowanych kryptograficznie plików cyfrowych zapisanych na wielu komputerach, dzięki czemu jednostki kryptowaluty są chronione, niepodrabialne i każdy może je śledzić przy jednoczesnym zachowaniu anonimowości właściciela. Bitcoin powstał w 2008 roku w odpowiedzi na światowy kryzys finansowy wywołany przez zachłanne banki i nieodpowiedzialnych polityków. Kryptowaluty mają nas od tych nieszczęść chronić, umożliwiając błyskawiczne bezpośrednie rozliczenia, bez udziału i kontroli jakichkolwiek instytucji, także ponad granicami. Dlatego od momentu, gdy amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) oraz Komisja ds. Obrotu Kontraktami Terminowymi na Towary znalazły się pod władzą nowego prezydenta wszystko uległo zmianie. Postepowania przeciw firmom krypto umorzono, a kary darowano. A teraz ustawy prezydenta USA mają szeroko otworzyć drzwi gospodarki amerykańskiej, a przez to i światowej, dla kryptowalut, szczególnie zaś dla stablecoinów powiązanych z dolarem.
Zaczęło się od bitcoina
Ale komu i do czego potrzebne są stablecoiny? Bo klasyczne kryptowaluty - bitcoin, ethereum i cała reszta, wiadomo: służą główne do spekulacji. Kupuje się je z wiarą, że ich wartość szybko wzrośnie, przynosząc ogromne zyski, i to już w tradycyjnej walucie. Wszystkim działa na wyobraźnię kariera bitcoina, najważniejszej i największej kryptowaluty świata, od której wszystko się zaczęło. Na początku jeden bitcoin wart był kilka centów, a dziś dochodzi do 120 tysięcy dolarów, prognozy zaś mówią, że niebawem dojdzie do 150 tysięcy dolarów. Wartość wszystkich wyemitowanych bitcoinów to 2,4 biliona dolarów. To nakręca biznes, który już stworzył 17 tysięcy różnych kryptowalut o wartości w sumie około 4 biliona dolarów. Z tego też względu kryptowaluty rzadko służą do innych celów niż gra giełdowa. Nieliczni decydują się na zakupy w sieci, korzystając z kryptowaluty, ale mało jest takich ofert, bo przy takiej zmienności kursów jest to ryzykowne zarówno dla kupującego, jak i sprzedającego. Być może to się teraz zmieni, jeśli stablecoiny wejdą do szerszego użytku. Dlatego prezydent USA postanowił zrobić ze Stanów Zjednoczonych kryptowalutową stolicę świata i wybrał akurat stablecoiny jako najważniejsze kryptoaktywo? Wyjaśnienia jak zwykle u niego są dwa: prywatnie i państwowe. Prywatne jest takie, że prezydent wszedł do biznesu kryptowalutowego z przytupem i błyskawicznie zaczął zarabiać gigantyczne pieniądze. Zajmuje się tym rodzinna spółka World Liberty Financial. Jednak spółka prezydenta i synowie bardziej stawia na swojego bitcoina USD1. Już dziś osiągnął kapitalizację 2,2 miliarda dolarów, choć istnieje od roku. USD1 lokuje się na piątym miejscu w rankingu stablecoinów. Dla dalszego rozwoju kryptobiznesu prezydenta potrzeba sprzyjającego otoczenia prawnego, co Genialna Ustawa mu zapewnia. „Poza oczywistym motywem osobistego bogacenia się, ciekawszym wyjaśnieniem jest to, że stablecoiny idealnie wpisują się w cel administracji prezydenta USA, jakim jest zmniejszenie globalnej nierównowagi handlowej, aby uczynić Amerykę znów wielką” - komentuje grecki ekonomista. Według niego prezydent USA realizuje nadal swoje główne cele: dewaluację dolara i zmniejszenie deficytu handlowego Ameryki, przy jednoczesnym zachowaniu jej dominacji poprzez groźbę stosowania wysokich ceł. Stablecoiny odgrywają w tym planie kluczową rolę. „Załóżmy na przykład, że Japonia zostałaby zmuszona do wykorzystania znacznej części swoich rezerw w wysokości 1,2 biliona dolarów na zakup stablecoinów denominowanych w dolarach. Całkowita podaż dolara wzrosłaby, dewaluując go. Emitenci stablecoinów wykorzystaliby otrzymane dolary na zakup bonów skarbowych, obniżając w ten sposób koszty pożyczek rządu USA i wzmacniając tym samym dominację dolara”. Większe upowszechnienie stablecoinów zwielokrotni siłę potęgi gospodarczej USA.
Cyfrowy dolar
Sprawa uregulowania rynku kryptowalutowego była już przedmiotem zainteresowania poprzedniej administracji. Pod naciskiem Demokratów, o których poparcie zabiegała branża krypto, prezydent USA zwrócił się do Departamentu Skarbu, Rezerwy Federalnej i innych agencji rządowych o zbadanie ryzyka i korzyści związanych z kryptowalutami oraz rozważenie możliwości stworzenia kontrolowanego przez rząd „cyfrowego dolara”, czyli CBDC (Central Bank Digital Currency). Wiele banków centralnych na świecie czyni przymiarki do emisji narodowej waluty w wersji elektronicznej. Rezerwa Federalna nie dostrzegła korzyści wsparcia kryptowalut, w czym zapewne istotną rolę odegrał list otwarty grupy ekspertów technologicznych. Zaapelowali oni do Kongresu, aby „sprzeciwił się naciskom ze strony finansistów, lobbystów i promotorów branży aktywów cyfrowych, którzy chcieliby stworzyć regulacyjne bezpieczne schronienie dla tych ryzykownych, wadliwych i niesprawdzonych cyfrowych instrumentów finansowych”. W tej sytuacji branża krypto postawiła na Republikanów prezydenta, który jeszcze nie dawno był przeciwnikiem kryptowalut, a teraz dołączył do kryptowalutowych magnatów zwanych kryptobraćmi (Crypto Bros). Tak narodziła się ustawa GENIUS, która wprawdzie zakazuje czynnym członkom Kongresu i wyższym urzędnikom emisji stablecoinów, ale - uwaga - wyłącza z tego zakazu prezydenta. Z kolei druga ustawa - CLARITY - ma za zadanie ustalić, kiedy tokeny blockchain należy traktować jako papiery wartościowe, a kiedy jako towary. Natomiast ustawa Anti-CBDC wprowadza zakaz emisji cyfrowego dolara przez Rezerwę Federalną. I to mimo, że nie ma ona i nie miała takiego planu. Ale chodzi o to, by zagwarantować, że państwo nie robi konkurencji kryptobraciom.
Nowy kryzys finansowy
Po uchwaleniu ustaw spodziewany jest wysyp stablecoinów, bo Krzemowa Dolina, a nawet banki, noszą się z takim zamiarem. Właściciel Facebooka i Tesli będą mogli emitować własne pieniądze. Ustawa nadal zezwala dużym firmom technologicznym i innym konglomeracjom na emitowanie własnych, prywatnych walut. Wielu ekonomistów ostrzega, że teraz firmy rzucą się do emisji stablecoinów, którym zostaje nadana ranga cyfrowego substytutu amerykańskiej waluty. Łagodne regulacje sprawią, że będzie dochodziło do spektakularnych bankructw. To może przypominać sytuację sprzed wojny secesyjnej, kiedy w USA każdy bank mógł emitować własną walutę. Uchwalając nowe przepisy kryptowalutowe, prezydent spłaca swój dług wobec branży, która wydała miliony dolarów na jego kampanię. Kilka komitetów poparcia połączonych we wspólną Grupę Super PAC zebrało łącznie 245 milionów dolarów. Żadna branża w historii nie zainwestowała w prezydenckiego kandydata takiej fortuny. I jest gotowa wydawać kolejne miliony, bo na przyszłoroczne połówkowe wybory parlamentarne już uzbierała 140 milionów dolarów. Mimo gigantycznego konfliktu interesów oraz jawnie korupcyjnego charakteru ustawy przyjęte zostały jako ponadpartyjne. Połowa Demokratów w Izbie Reprezentantów głosowała za „Po raz pierwszy rząd USA nie tylko - toleruje - kryptowaluty, ale też je kodyfikuje. Największa gospodarka świata kładzie podstawy prawne pod rozwój aktywów cyfrowych. Jest to bardzo jasny sygnał dla rynków i innych rządów: dostosujcie się albo zostaniecie w tyle. Ustawy GENIUS i CLARITY wprowadzane są pod flagą innowacji, ale tak naprawdę powtarzają ten sam bałagan, który doprowadził do poprzednich kryzysów finansowych: postulują niewielką liczbę regulacji, minimalne egzekwowanie, słaba ochronę konsumentów i większą konsolidację branży. To będzie powtórka z 1999 roku, kiedy w ramach innowacji zniesiono zakaz łączenia ryzykownej bankowości inwestycyjnej z depozytowo-kredytową. Umożliwiło to bankom, brokerom i ubezpieczycielom łączenie się w ogromne finansowe konglomeraty i sprzedaż produktów inwestycyjnych, które były konstruowane z niespłacalnych kredytów hipotecznych. Wiadomo jak się to skończyło. W 2008 roku wybuchł światowy kryzys finansowy, a jego koszty zapłaciliśmy wszyscy.
Źródło: Tygodnik Polityka nr 32, 6-12 sierpnia 2025