Za dwa tygodnie Komisja Europejska przedstawi projekt budżetu na lata 2028-2034. Powinien on zapewnić, że jeszcze przez blisko dziesięć lat Polska będzie dostawać z Brukseli więcej, niż do niej odprowadza. To będzie początek długiej i trudnej batalii. 16 lipca komisarz ds. budżetu UE ujawni, jak Komisja Europejska widzi dochody i wydatki na lata 2028-2034 a więc po tym, jak wygaśnie obecny siedmioletni plan finansowy. Projekt musi zostać zatwierdzony jednomyślnie przez wszystkie kraje UE. A to oznacza jeszcze przynajmniej rok czy dwa trudnych rokowań. Historia Unii Europejskiej pokazuje jednak, że ostateczny kształt budżetu nie odbiega radykalnie od tego, co proponuje na wstępie Bruksela. Tym razem układanka jest jednak wyjątkowo trudna. Przed Unią stają nieznane do tej pory zadania, jak obrona przed rosyjskim imperializmem czy nadrobienie opóźnienia w konkurencyjności wobec Ameryki i Chin. Pieniędzy zaś więcej nie będzie, bo większość krajów UE jest zadłużona po uszy i balansuje na skraju recesji. Nie zgodzą się na podniesienie unijnej składki. Wydatki Unii ograniczają się więc - do około 1 procenta PKB Unii, około 200 mld euro rocznie. A z tego trzeba będzie jeszcze wykroić środki na spłatę gigafunduszu zaciągniętego na ratowanie europejskiej gospodarki w czasie pandemii: na razie 25-30 mld euro rocznie. Polska do tej pory była największym biorcą netto w Unii. W 2024 roku dostała 8 mld euro więcej, niż do niej wpłaciła. W przyszłości nadwyżka będzie dużo mniejsza ale zostanie. Jej utrzymanie ma kluczowe znacznie nie tylko dla rozwoju naszej gospodarki ale i powstrzymania narastającej fali nacjonalistycznego populizmu.
245 mld euro.
To kwota, jaką Polska od początku swojej obecności w UE do końca 2023 roku otrzymała z Brukseli. Rządzący nigdy nie starali się przekonać społeczeństwa, że korzyści z członkostwa w Unii są ważniejsze niż przelewy finansowe. Tyle że nasz kraj staje się tu ofiarą własnego sukcesu. Ponieważ szybko nadrabia dystans do „starej Europy”, coraz trudniej o argumenty za utrzymaniem nadzwyczajnego wsparcia Brukseli. Jak podaje Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), jesteśmy już u progu przegonienia Hiszpanii, jeśli chodzi o realny dochód na mieszkańca. Z sygnałów docierających z Brukseli wynika, że w budżecie Unii zostanie utrzymana zarówno polityka spójności, jak i subwencje dla rolników, które dziś stanowią łącznie dwie trzecie unijnych wydatków. Ponieważ Polska korzysta na wielką skalę i z jednego, i z drugiego, to przesądzi o tym, że nie będziemy dopłacali do unijnego budżetu. Jeśli chodzi o politykę spójności, niespodziewanym sojusznikiem polskich interesów okazał się Prezydent Stanów Zjednoczonych. Na szczycie NATO w Hadze w zeszłym tygodniu wymógł on ma europejskich sojusznikach (z których 23 należy do UE) nie tylko aby przeznaczali 3,5 procenta PKB bezpośrednio na siły zbrojne ale i 1,5 procenta PKB na infrastrukturę służącą obronie. Fundusze spójności mają wydatnie pomóc w rozbudowie lotnisk, dróg czy portów. Z kolei Francja, dugi po Niemczech najbardziej wpływowy kraj Unii Europejskiej, będzie z Polską broniła jak lwica polityki rolnej. Jej upadek ostrzyłby drogę do władzy dla skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego.
Źródło: Gazeta Rzeczpospolita, 30 czerwca 2025.