Tak źle jeszcze nie było. Kryzys demograficzny przyspiesza. Polska znajduje się w sytuacji kryzysowej związanej z najniższą dzietnością w historii, co skutkuje spadkiem liczby urodzeń i potencjalnym kurczeniem się populacji. Współczynnik dzietności obniżył się do historycznego minimum, a w 2024 roku urodziło się najmniej dzieci od zakończenia drugiej Wojny Światowej. Dane Głównego Urzędu Statystycznego potwierdzają, że kryzys demograficzny przyspiesza. W 2024 r. urodziło się zaledwie ok. 252 tys. dzieci - najmniej w całym powojennym okresie a współczynnik dzietności obniżył się do 1,099 % ustanawiając historyczne minimum. Dzietność jest dziś o blisko połowę niższa, niż w 1990 roku, kiedy wynosiła 1,991 % i daleko poniżej progu zastępowalności pokoleń (2,1). W światowej tabeli za 2024 roku Polska znalazła się wśród zaledwie kilku państw z wartościami ok. 1,1. Niższe wskaźniki odnotowały m.in. Singapur, Tajlandia, Ukraina i lider zestawienia - Korea Południowa z wynikiem 0,7. Spadek liczby urodzeń zbiega się z przesunięciem momentu zakładania rodziny. GUS szacuje, że w 2024 roku średni wiek kobiety przy narodzinach pierwszego dziecka wyniósł 29,1 r. - o ponad sześć lat więcej niż trzy dekady temu. Kurcząca się baza młodych Polek przekłada się na coraz mniejszą liczbę potencjalnych matek, a równocześnie ponad 23 proc. populacji przekroczyło już wiek emerytalny. Efekt to dwunasty z rzędu rok ujemnego przyrostu naturalnego i pogłębianie się odwróconej piramidy wieku, która obciąża system emerytalny i ochrony zdrowia.
Kryzys demograficzny przyspiesza. Dlaczego wskaźniki osiągnęły dno?
Ekonomiści wskazują na splot czynników: wysokie ceny mieszkań i niestabilne formy zatrudnienia ograniczają poczucie bezpieczeństwa materialnego młodych dorosłych. Ponadto pandemia oraz wojna w Ukrainie zwiększyły niepewność, a zaostrzenie prawa aborcyjnego w 2021 r. dodatkowo osłabiło skłonność do rodzicielstwa. Pro-rodzinny transfer gotówkowy 500 plus, zamieniony w 800 plus, dał jedynie chwilowe odbicie w statystykach - w dłuższej perspektywie nie zahamował trendu. Zmniejszające się roczniki wchodzące na rynek pracy już dziś ograniczają podaż siły roboczej i podbijają presję płacową. Według szacunków GUS potencjalna podaż pracowników do 2035 r. skurczy się o kolejne 1,5 mln osób. To zjawisko hamuje zdolność gospodarki do długotrwałego wzrostu opartego na pracy, zwiększa koszty systemu emerytalnego i wymusza szybszą automatyzację produkcji.
Imigracja. Częściowy bufor ale nie lekarstwo
Bilans ludności łagodzą rekordowe od dekady napływy cudzoziemców. Polska od lat wydaje najwięcej w UE pierwszych zezwoleń na pobyt obywatelom państw trzecich, a na koniec 2024 r. w ZUS figurowało ponad 1,19 mln pracujących cudzoziemców. Imigracja pozwala firmom utrzymać moce produkcyjne, lecz nie odwraca ogólnego trendu starzenia się społeczeństwa. Rząd utrzymał transfery pieniężne dla rodzin, przywrócił finansowanie in vitro i rozwija żłobki oraz kluby dziecięce, tak by ułatwić kobietom powrót do pracy. Jednak dla gospodarki kluczowe będą szersze reformy. Konkretnie poprawa dostępu do mieszkań na wynajem, stabilizacja rynku pracy (szczególnie dla osób na umowach czasowych), rozwój elastycznych form zatrudnienia oraz zwiększenie dostępności usług opiekuńczych dla seniorów. Tylko połączenie takich działań z aktywną polityką imigracyjną i technologiczną modernizacją firm może ograniczyć negatywny wpływ demografii na tempo wzrostu PKB.
Współczynnik dzietności a perspektywa makroekonomiczna
Jeśli współczynnik dzietności pozostanie bliski 1,1, według prognoz ONZ populacja Polski może spaść poniżej 30 mln w połowie stulecia. Przy niezmienionej strukturze finansów publicznych relacja wydatków emerytalnych do PKB wzrośnie o 3–4 pkt proc. do 2040 r., co grozi wzrostem długu publicznego lub podatków. Coraz większa część wzrostu gospodarczego będzie musiała pochodzić z przyrostu produktywności, a nie z liczby pracowników. Oficjalnie potwierdzone dane dowodzą, że w 2024 r. Polska osiągnęła najniższy w historii poziom dzietności i liczby urodzeń. Tendencja ta, o ile nie zostanie przełamana kompleksową strategią łączącą instrumenty rodzinne, mieszkaniowe, migracyjne i innowacyjne, stanie się jednym z głównych ograniczeń długofalowego rozwoju gospodarczego kraju.
Prognozy i działania
Dzietność sukcesywnie spada od 2017 roku, niektóre prognozy wskazują, że populacja Polski może się skurczyć do 10 milionów, co byłoby poważnym zagrożeniem. Choć dane są niepokojące, niektóre liczby dają cień nadziei. W pierwszych miesiącach 2025 r. tempo spadku urodzeń wyraźnie wyhamowało. Aby przeciwdziałać temu problemowi, konieczne jest podjęcie działań na poziomie państwowym, takich jak wsparcie finansowe dla rodzin, poprawa sytuacji mieszkaniowej, wsparcie dla kobiet na rynku pracy, a także promocja pozytywnych wartości rodzinnych. Dodatkowo rządowe programy wsparcia in vitro przynoszą pierwsze efekty – w 2025 r. dzięki nim może urodzić się nawet 12 tys. dzieci więcej. To nadal mało, ale może spowolnić ogólny trend. Kryzys demograficzny, bo tak można nazwać zachodzące procesy w naszym społeczeństwie zmiany, będzie olbrzymim wyzwaniem dla państwa. Najczęściej wspomina się o kosztach związanych z systemem emerytalnym oraz ochroną zdrowia. Nierzadko mówi się także o problemach na rynku pracy. Te doświadczamy już teraz. Rekordowo niskie bezrobocie jest m.in. wynikiem niewielkiej liczby młodych pracowników. Coraz większa liczba emerytów będzie potrzebować coraz większej liczby pielęgniarek, lekarzy i opiekunów. To jednak nie są jedyne problemy związane ze starzeniem się społeczeństwa. Im starsi są ludzie, tym mniej konsumują. Mniejsza konsumpcja to słabszy wzrost gospodarczy a co za tym idzie - mniejsze wpływy podatkowe do budżetu, z którego będzie trzeba utrzymać ochronę zdrowia oraz system emerytalny. Dodatkowo to właśnie młodzi napędzają dziś innowacje. Nowych firm będzie powstawać mniej a te, które zostaną założone, będą mierzyć się z mniejszą konsumpcją. Starsze społeczeństwo to także olbrzymie ryzyko polityczne. Chodzi o zjawisko gerontokracji, czyli rządów osób starszych. Politycy, którzy będą chcieli wygrać wybory, będą musieli skupiać się na nowych benefitach dla emerytów. To poziom emerytur i wydatki na ochronę zdrowia będą w centrum uwagi opinii publicznej a inwestycje, które pozwolą nam być bardziej innowacyjnymi, zejdą na dalszy plan. Związane to będzie także z większą naturalną niechęcią do zmian wśród osób starszych. Kryzys demograficzny ma więc jedną bardzo niepokojącą cechę - wraz z jego postępem, zaczyna napędzać się coraz mocniej. Odzwyczajonemu od widoku dzieci społeczeństwu zaczynają one coraz bardziej przeszkadzać. Wiele wskazuje na to, że osoby wchodzące właśnie w okres dorosłości, są ostatnim pokoleniem, które może zatrzymać spiralę spadającej dzietności.
Źródło: Business Insider, 10 czerwca 2025.